Na szlak wyruszyliśmy zaraz po piątej rano, a tuż po szóstej, na zboczach słowackiego szczytu mogliśmy podziwiać piękny wschód słońca. To wydarzenie niektórym dodało tyle energii, że zaraz po godzinie dziewiątej zameldowali się na szczycie, z którego rozciągała się piękna, choć surowa panorama Tatr Wysokich. Co ważne, świeciło piękne słońce, a na niebie nie pojawiła się ani jedna chmurka. A był to dopiero przedsmak tego, co nas czekało. W kolejne dni pogoda nas rozpieszczała.
Środa stała pod znakiem Czerwonych Wierchów – jednej z najurokliwszych tras w całych Tatrach. Przy zejściu z Małołączniaka niektórzy mogli przeżyć mały zastrzyk adrenaliny, gdyż naszym oczom ukazała się górska biżuteria – łańcuchy. Wszyscy bez problemów poradzili sobie z tym wyzwaniem i już snuli plany podbojów większych szczytów. Nie trzeba było długo czekać, bo okazja do przetestowania zdobytych umiejętności pojawiła się kolejnego dnia, gdy część grupy wyruszyła na Rohacze – tzw. Orlą Perć Tatr Zachodnich – pełną łańcuchów, ekspozycji i trudności technicznych. W tym czasie pozostali wyruszyli na podbój Starorobociańskiego Wierchu. Obie ekipy z powodzeniem zakończyły swoje misje – ambitniejsi wrócili zachwyceni, a ci mniej doświadczeni również mogli poczuć satysfakcję ze zdobycia tego niemałego szczytu. Gdy już myśleliśmy, że to koniec naszych przygód i kolejny dzień zafunduje nam nieco odpoczynku, okazało się, że przed nami jeszcze jedno wyzwanie – sobotnia wyprawa na Szpiglasowy Wierch. Poranek przywitał nas deszczem – pierwszym od poniedziałku i chyba nikt nie spodziewał się, że dwie godziny później będzie nad nami bezchmurne niebo. A tak się właśnie stało. Ze szczytu rozciągała się przepiękna panorama na Dolinę Pięciu Stawów Polskich, Mnicha czy Morskie Oko, które było ostatnim przystankiem na naszej drodze powrotnej do ośrodka.